piątek, 4 czerwca 2021

Czekoladowa-urodzinowa pizza

 Szczęść Boże i szynka!


Gdy wyrzucam z siebie te słowa, słucham właśnie Knockin' on heaven's door, od Guns'ów, so jeśli chcecie się poczuć teraz jak ja to serdecznie zapraszam do odbioru tego utworu muzycznego. W ogóle ostatnio mam fazę na ten zespół, i jakoś tak wyszło że zainteresowałam się nimi nie tylko pod względem muzycznym ale również trochę bardziej prywatnym. And you? Jakiej muzy teraz słuchacie? 

Wiecie co? Nie wierzę.

Znowu się zestarzałam, o kolejne 365 dni. A może raczej o 374? Bo moje urodziny przypadają dnia 26 maja, tak, w dzień matki. A więc minęło od owego dnia już dziewięć dni, a nie pisałam wcześniej bo jakoś tak wyszło. Niby chciałam ale nic mi się nie kleiło. Ach... wracając do poprzedniego... dziwnie się z tym czuję! I tak większość osób z klas równoległych ma po 14, bo poszłam do szkoły rok wcześniej. Nie polecam, zdecydowanie. Chociaż, gdyby popatrzeć na to obiektywnie to może i nawet dobrze, bo ludzie w mym wieku zazwyczaj wolą się starzeć. Nigdy tego nie rozumiałam, nie rozumiem i nie zrozumię. Po co się starzeć? Z chęcią zawsze mogłabym być 10-latką, żyjącą beztroskim życiem, bez żadnych załamań, rozmyślań, problemów, anegdot, dorosłości, klasy siódmej, dawania przykładu młodszym, bycia poważnym, nie wygłupiania się, z telefonem w ręku... I taką staram się być, lecz chyba jak wszyscy wiemy, najbliższe środowisko raczej temu nie służy, wiecie coś na ten temat?

Wiek lat trzynastu, utwierdził mnie w przekonaniu że żyję na świecie już 4754 dni. Słysząc ową liczbę, możnaby pomyśleć że to idiotycznie mało, dlatego będę mówić że mam 4754 days, a nie 13 lat. Ha ha! Aż mi się przypomniało, jak na matmie uczyliśmy się o statystyce i analizowaliśmy "naciągnięte" wykresy z podręcznika. Na serio, naciąganie i rysowanie wykresów w sposób aby przekonać ludzi do swej racji to ciekawa i myślę, że przydatna umiejętność więc poczytajcie sobie o tym. Np. Chcąc przekonać kogoś iż w latach 2015 - 2020 wzrosła produkcja lps na sztuki, a powiedzmy że w latach 2016, 2018 i 2019 była bardzo mała w porównaniu do lat 2015 i 2020 to zamiast zaznaczać punkcik przy każdym roku, wystarczy przeciągnąć kreskę od razu: z 15-stego do 20-stego i git! Wyjdzie piękny wykres. Oszukaństwo ale może się kiedyś przydać.

Dobra, ale statystyka to akurat ten dział matmy za którym nie przepadam, więc nie rozwlekajmy się nad tym, ok? Po za tym to blog poświęcony czemuś innemu...

Od kliku ładnych lat, w dzień urodzin nie odwiedza mnie nikt, oprócz najbliższej rodziny. I tak też było tego roku. Przyszły tylko dwie babcie, i to dobrze, bo wcześniej o tym nie wspominałam, ale nie cierpię gości. To nie tak, że nie lubię swoich babć czy coś ale no... najchętniej przemalowałyby wszystkie ściany w domu, już wiecie o co mi come on? 
Tak, czy siak, jedna z nich podarowała mi w prezencie grę, o nazwie "Łąka". Tu wam wkleję jej focię: 

Zapewne, Wydaje wam się, że to jakaś planszuweczqa dla przedszkolaków. Spoko, moja reakcja myślowa była podobna, ale gdy zaczęłam czytać instrukcję, to wydaje się całkiem ciekawa i niebanalna. No, i już wolę grać w taką grę niż gapić się w telefon. A wy, lubicie planszówki? Ja nie.

Jako dodatek dostałam jeszcze... czekoladową pizzę! 

Petshopki, przesiedziały ten dzień, moich urodzin oczywiście, na półce. Nie miałam dla nich czasu, z resztą ogólnie, wstyd się przyznać ale ostatnio jakoś brak mi dla nich time'u. Kurcze, no co ja poradzę. Ale, ale! Przemyciłam chocolate pizza po schodach do mego pokoju i! i! i!

Zrobiłam ucztę!

Dla Lpsk'ów oczywiście.

W naszym mieście nie ma amfiteatru, ani podobnego miejsca, gdzie moglibyśmy się zebrać, więc zdecydowałam, że zrobimy kółko wzajemnej adoracji na podłodze, po prostu. Przyszli prawie wszyscy, bo niektórzy się wydęli i stwierdzili, że się odchudzają, tak jak np. Judytka. Inni, że są zbyt ważni, np. Max. Trudno, ich strata.

No... kółko, takie trochę krzywe, ale ja się nie będę z nimi kłócić jak oni mi wmawiają, że uformowali piękną piłkę. A! Wiem, miałam ostrzec, że zdjęcia nie powalają jakością ani oświetleniem, ale przecież nie zawsze muszą to robić, czyż nie? No. Więc w ten oto sposób zasiedliśmy wszyscy do czekoladowej wieczerzy.


O proszę! Tu macie czekoladową pizzę w całej okazałości. Czyż nie zapowiada się obiecująco? Dobra, zacznijmy od każdego kawałka po kolei.




Na pierwszy rzut poszła mleczna czekolada z czymś w rodzaju takich jakby "chrupek". Była naprawdę niezła. Była, bo już jej nie ma. Petki wszystko zerzarły, dały mi tylko mini-kawalątek. Masakra z nimi!

Następna była "biała czekolada z malinami i borówkami" jak głosiła legenda. Hm... jest naprawdę niezła, lubię białą czekoladę, nie wiem jak wy. W prawdzie te owoce czuć dosyć słabo, ale to chyba dlatego że są suszone. Petkom nie smakowała, więc jeszcze trochę zostało.

"Czekolada z porzeczkami". Wszak, wydaje się atrakcyjna. I może taka jest, ale niekoniecznie dla mnie. Zacznijmy od tego, że to gorzka czekolada, za którą szczególnie, no, nie przepadam. Porzeczki, są oczywiście suszone, więc nie czuć ich jakoś znowu. Szczerze, to najwięcej czuć tu liśćmi. Nie dawałam LPS'om bo by ich bolały brzuszki.

"Czekolada z płatkami róży" . Gorzka z jakimiś tam właśnie badziewnikami. W sumie nawet możliwe że to płatki róży, ale prawie ich nie czuć. Petki stwierdziły że zbyt gorzka. ( Co, one nigdy gorzkiej czekolady nie jadły, do kroćset?!! )
Jest jeszcze "Biała czekolada z cytryną i zieloną herbatą". Tak, to ta zielona jak się można domyślić. Dosyć specyficzna ale ciekawa w smaku. Niby, słodka, słodka... ale w pewnych momentach kwaśna i to dodaje jej uroku. HA! Nie dałam zwierzakom bo nie zasłużyły i bardzo im tak dobrze. 
No i ostatnia "Czekolada z chili, papryką i oliwkami". For me brzmi to najlepiej ze wszystkich. W sensie, no, ma najlepszy tytuł. Jest to czekolada gorzka, posypana żółtymi dzindzibołami, robiącymi za suszoną paprykę. Hm... Chili na niej nie widać. Oliwek nie czuć. Można tylko dostrzec jeszcze jakieś zielsko i nie wiem co ono ma grać, no ale ok, sama w sobie jest całkiem nie zła, mimo iż w zasadzie można ją potraktować jak zwykłą, ciemną, czekoladę bez niczego. 

Od całej tej degustacji rozbolało mnie sadło, ale Petshopy chyba nie odczuwały tego co ja bo z pudełka zrobiły sobie jakiś Photoshop i patrzcie, jakie przedstawienie urządziły:
Ślimaczek mój kochany

Myszka Pyszka 



Obydwoje
Patrzcie ich! Powsadzały łepetyny w otworki i każą sobie sesje zdjęciową robić. Hahah. Niczym na premierze jakiegoś filmu, co sobie zdjęcia robią na bloku reklamowym czy jakkolwiek to inaczej się zwie.
A tu cudowna, wspaniało-świetna Virgina, w skrócie Giny

Jak widać były to głównie małe brzdące. One to mają pomysły.

Tak oto spędziłam dzień swych urodzin ze zwierzakami. Ach... pamiętam jak to wyglądało kilka lat temu. O wiele bardziej beztrosko niż teraz. Tęsknie do tamtych czasów. Któż to wie? Może ktoś kiedyś wynajdzie wehikuł czasu i będziemy mogli cofnąć się w przeszłość.
Ale czy my tego chcemy? Chyba będę musiała zaakceptować to co jest, i postarać się abym za kilka lat z sentymentem wspominała moje 4754+ dni. 

Żegnam ozięble.
Gabrusia i inni bo mi tu mówią, żebym napisała że oni też to piszą.


To ja:

Moje zdjęcie
Jestem, czy tylko mi się zdaje?

To też jest wyborne, i inni polecają:

Znalazłam ją pod jesieni płaszczem

Gdy miałam lat 5, mieszkałam w lesie komunistycznych bloków. Pewnego dnia, gdy za oknami już dawno zimny deszcz stał się codziennością, a zg...

Ogólnie to najchętniej czytacie te notki: